Za kilka tygodni wojna w Ukrainie zmieni charakter z przypominającej pierwszą na podobną do drugiej wojny światowej.
Przynajmniej na to się zanosi. Władimir Putin ewidentnie szykuje się do wielkiej ofensywy, w trakcie której świeżo powołani i ledwo przeszkoleni rekruci będą szli prosto do nieba, nie – jak u Gałczyńskiego – czwórkami, co wręcz tyralierą. Jak pod Sielcami, jak na wszystkich frontach wielkiej wojny ojczyźnianej. Nie przypadkiem Związek Radziecki stracił w niej 20 milionów swoich obywateli, w przeważającej części na polach bitew.Rosjanie do tej pory nie zmienili swojego kanonu sztuki wojennej. Dziś także, jak wynika z relacji włoskiego dziennika „La Repubblica” spod Bachmutu, „zachowują się jak naćpani:prą naprzód, nawet gdy są ranni, a pod zaporowym ogniem padają jeden po drugim.Nacierają jak roboty. To musi być metamfetamina”.
Straty po drugiej stronie także będą ogromne. Przesuwająca się masa ludzi i masa żelastwa będzie miażdżyć wszystko, co napotka na swej drodze. Także ukraińska ludność cywilna już nie raz doświadczała okrucieństw ze strony najeźdźców.Wojna zdecydowanie jeszcze się nie skończyła. Za chwilę może wkroczyć w szczególnie krwawy etap... Cały tekst na łamach tygodnika.