Nadzieja, że do 8 marca 2024 r., czyli do pierwszych obchodów Dnia Kobiet po utracie władzy przez PiS kobiety odzyskają należne im prawo do dysponowania własnym ciałem była słaba, ale jednak się tliła.
Nadzieja ta żyła, mimo faktów, które czyniły ją wątpliwą z powodu fundamentalistycznego oporu PiS, Konfederacji i spodziewanego ze strony Andrzeja Dudy, a także nieco mniej fundamentalistycznego oporu ze strony liderów Trzeciej Drogi: Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Nadzieja tliła się pewien czas po wyborach, tym bardziej że natychmiast po ukonstytuowaniu się nowego Sejmu zostały skierowane dwa projekty(Lewicy i KO), liberalizujące prawo do aborcji w duchu europejskim oraz projekt szybkiej jej dekryminalizacji. Niespełna trzy miesiące po uformowaniu się rządu koalicji 15 października widać jednak, że po raz kolejny, podobnie jak na przestrzeni minionych trzydziestu lat, na kwestię prawa do aborcji znów położyło łapę ponure fatum.
Za każdym razem powraca w postaci czyjegoś, rzeczywistego czy domniemanego, interesu politycznego. Do bólu realny interes, czyli dobro kobiet, znów pada ofiarą.Wypada dodać atak w postaci aktu oskarżenia przeciwko szczecińskiej ginekolożce, doktor Marii Kubisie. Wygląda on na fanatyczny, odwetowy kontratak „zza węgła”ziobrowej piątej kolumny w prokuraturze, który ma utrudnić „aborcyjną odwilż”, szykowaną zarządzeniami (np. o zakazie „klauzuli sumienia”) głównie nowej ministry zdrowia Izabelli Leszczyny. Rysuje się przykry obraz frontu antykobiecego po obu stronach politycznego frontu... Cały artykuł na łamach tygodnika.