Anioły nadlatują z opłatkami i puszkami, bo każdy na coś zbiera. Jest i Szlachetna Paczka wypełniona opowieściami o ludziach niemożliwie biednych, porzuconych przez cały świat.
1,8 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. 8 proc. Polek i Polaków nie jest w stanie wykupić lekarstw. Prawie połowy osób zamieszkujących nasz kraj nie stać na prywatną wizytę lekarską. 71,3 proc. Polek i Polaków deklaruje, że są katolikami. Skoro więc mamy taki katolicki kraj, to dlaczego prawie dwa miliony ludzi cierpi na niedożywienie i nie wie, jak dożyje do następnej renty czy emerytury? Gdzie osławiona miłość bliźniego? Tak, wiem, to pytanie retoryczne. Kościół nic nie da, bo ma system przyjmowania, a niedawania. A co do wiernych, to w zasadzie wystarczy, że się w kościele pokażą, dadzą na tacę i Jezus ich za to pokocha.
Szlachetne cierpienie
Obrońcy religii uwielbiają opowiadać, jak to religia uszlachetnia, jak to katolicka moralność uczy pokoju i miłości. O miłości pisał niejeden chrześcijański filozof i teolog, niejeden mędrzec opowiadał o emanacji wielkiej bożej miłości udzielającej się światu. Pseudo-Dionizy Areopagita nazywał boga miłością i dobrocią udzielającą się światu. Dla św.Augustyna bóg również oznaczał dobro samo w sobie. I chociaż dla katolików św.Augustyn stracił znaczenie, to ich guru, św. Tomasz z Akwinu, również w bogu widział dobroć.
Miłość i dobroć stały się więc znakiem firmowym katolicyzmu; symbolem stawianym przedkażdym niewiernym, każdą zatwardziałą heretycką duszą. Gdy nikczemnik nie uszanował tej miłości i śmiał nie wierzyć, inkwizycja wiedziała co z nim zrobić. Najpierw torturami wtłaczano mu bożą miłość, by potem spalić go na stosie; na chwałę Pana oczywiście… Cały felieton na łamach tygodnika.