Właściciele jamników dzielą się na dwie grupy: tych, którzy z nimi śpią w łóżku i tych, którzy nie chcą się do tego przyznać.
Od ośmiu lat nie towarzyszą mi już w życiu jamniki, dlatego też stosuję inny podział: na tych, co kupują w Biedronce i tych, którzy preferują Lidla. Oczywiście podział ten jest niedoskonały, bo nie brakuje zagubionych, którzy nawiedzają oba dyskonty. Osobiście preferuję Lidla, ale nie znaczy, że chodzę tam tylko po wódkę i (za przeproszeniem) mus owocowy. Założenie takie byłoby równie idiotyczne jak twierdzenie, że każdy dzieciak pod sklepem znalazł się tam tylko po to, żeby się upić. Ale też obie tezy znakomicie wpisują się w sposób myślenia rządu. Podążając tym tokiem myślenia należałoby przyjąć, że niekonieczna jest nawet obecność młodego człowieka pod sklepem, by uznać go za pijaka bądź potencjalnego pijaka. Albo za potencjalnego księdza (prawdopodobnie nie tylko pijaka, ale i narkomana, oszusta i pedofila). Jeśli więc państwu naprawdę zależy na dobrostanie młodego pokolenia, powinien każdego dzieciaka, który jest w stanie samodzielnie zrobić zakupy (siedem lat?), izolować od społeczeństwa i wypuszczać na wolność dopiero po osiągnięciu pełnoletności... Cały felieton na łamach tygodnika.