Po 4 czerwca 1989 i 15 października 2023, 7 kwietnia 2024 r. miał być trzecią, kluczową datą w historii III RP. Odpowiednikiem utrwalania powojennej władzy ludowej. Po rządzie, kaczyści mieli oddać Tuskowi i jego koalicjantom samorządy.Nie oddali, a przynajmniej nie w zakresie oczekiwanym i zapowiadanym przez premiera z PO, co jeszcze długo będzie odbijać się czkawką. Zwłaszcza, że władza nie chce wyciągnąć nauczki z lekcji, której udzielili jej obywatele.
Panuje dość powszechne, acz błędne, przekonanie, że gdyby PiS mogło cofnąć czas, nie przesunęłoby wyborów lokalnych z jesieni 2023 r. na wiosnę 2024. Wbrew pozorom było to posunięcie korzystne. 7 kwietnia PiS uzyskało ponownie najlepszy partyjny wynik(34,3 proc.), tracąc w stosunku do wyborów sejmowych zaledwie 1,1 pkt. proc. poparcia, czyli dokładnie tyle, ile druga na podium PO. Równocześnie jednak cała Koalicja 15 października straciła aż 2,5 pkt. proc., na co złożył się katastrofalny wynik partii Czarzastego, która zaliczyła zjazd o 2,3 pkt. proc., i jeśli ten trend się utrzyma, w wyborach europejskich może nie przekroczyć 5 proc. Dlatego na gwałt szuka pożytecznych idiotów ze znanymi nazwiskami, żeby wystartowali z niebiorących okręgów, pomogli osiągnąć próg i zapewnili parze Biedroń-Śmiszek pięć lat w Brukseli. Namawiani są, między innymi, dwaj byli premierzy, a obecni europosłowie: Cimoszewicz i Belka. Miller propozycji nie dostał, bo animozje między nim i Czarzastym są nie do przeskoczenia.
Sprawdza się francuskie powiedzenie, że najbardziej nienawidzimy tych, którym coś zawdzięczamy. A Czarzasty w polityce wszystko, a nawet więcej, zawdzięcza Millerowi, który w 2016 r. wymyślił go i wypromował na swojego następcę… Cały felieton na łamach tygodnika.